wtorek, 24 lipca 2012

Piekło.

Nawet nie wiecie jak ciężko patrzy się na byłych przyjaciół, którzy teraz są szczęśliwi.
Bo świadomość tego, że największe piekło w swoim życiu przebyli tylko dzięki mnie nie jest dobra.
Nie zbliżajcie się do mnie,
nie pozwalajcie mi się zbliżać do was.
Zamienię was w to, w co zamieniłam siebie.
Zamienię wasz świat w piekło, w którym jestem.
Nieświadomie. Bo przecież ja tego nie chcę.

Jeżeli chcecie choć trochę się do mnie zbliżyć przygotujcie się na najgorsze.

Niby to trwa tylko 1,5 roku, ale dla mnie to wieczność.

Po pajęczej nici nie wyciągnę się z piekła.
Ale mogę się po niej wspiąć, żeby ściągnąć tam tych, którzy sprawili że w nim jestem.


Moja dusza.
Splamiona plugastwem, krwią, ogniem.
Umęczona, w martwym punkcie.
Naznaczona śmiercią już od chwili narodzin.


wtorek, 10 lipca 2012

Po przerwie.

Pozostawiali mnie, ale to nie jest ważne, bo zaraz wyjdzie, że to ja się odsunęłam.
Ci którzy chcą - są.
I kocham ich całym sercem.


Och, Aniele Stróżu.
Zabierz mnie tam,
Gdzie nam obojgu będzie dobrze.

środa, 4 lipca 2012

No.

Zdałam sobie sprawę z mojej hipokryzji.
Ogólnie jest tak beznadziejnie, że nie chce mi się nawet na to patrzeć.
Tylko zduszony śmiech.

Napadło mnie na anime i całą noc przeznaczam właśnie na to.
Oh, mój Grellu. Ty czerwona kupo włosów.
+ Viva Sebastian.

wtorek, 3 lipca 2012

Oh, my darling.

Stwierdziłam, że w tym domu nie da się nie mieć depresji.

Obracając wszystko w jakiś chory żart czuję się w miarę lepiej.
I w tej całej samotności nie jestem sama.
Bo ktoś tutaj też potracił wszystkich i wszystko na czym mu zależało.

A tak poza tym podziwiam ludzi, którzy mówią swoim przyjaciołom, że będą zawsze.
To zbyt lekkomyślne.

PS: bo do mnie wystarczy napisać, zadzwonić. A nie czekać na moją "łaskę" bo przecież nie tylko wy macie problemy.

sobota, 30 czerwca 2012

When you look at me that way..

Śmieję się sama z siebie, że mogłam coś takiego kilka godzin temu napisać.
Czuję się przepalona i niekochana już nawet przez własnych przyjaciół.
Których już chyba nie mam.

Tylko żebym nie straciła w tym wszystkim serca.

Ciepłe piwo stworzył szatan.

Wakacje.
Ludzie, ile ja na to czekałam.
Ile planów tworzyłam.
Ile planów mi się rypło.
Przez głupi pasek, którego mi brak.
Bo jakbym się bardziej przyłożyła, już bym dawno szamotała się po domu szukając rzeczy, które mam spakować do Niemiec.
Ale niestety. I na nic pocieszenia niektórych, że "przecież nas z Niemcami dzieli tylko most" (mieszkam w mieście tuż przy granicy).
Ja chciałam jechać głębiej, chociażby na jeden dzionek do Berlina.
I na jeden do tropical island. ;>

Muszę zadowolić się swoją małą mieścinką (która posiada kino i basen który jest spoko, co jest mega zaskoczeniem dla przejeżdżających) i tym co jest wokół.
Plany? Spontan.
Ważne, że z najlepszą ekipą na świecie.

Wczoraj byłam dumna z siebie, że moje 3 podejście do pierwszego razu zaciągnięcia się papierosem się udało.
I sądzę, że chyba popadnę w ten nałóg, może nie teraz, ale kiedyś na pewno.


Jak na razie czekam aż szanowny Pan Którego Imienia Nie Znam, Ale Mówię Na Niego Dziabolo (z Algerii) wejdzie na FB i wymienimy się adresami, bo miał mi wysłać swoją czapusię / bransoletkę. Aww. *_*


Skrajna emocja? Zaciesz, bo wszystko jest normalne. I mam spokój.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Cały mój świat potrzebuje psychologa.

Śmieszne a zarazem żałosne.
Ale ja wiedziałam, że tak będzie i w sumie odczuwam dużą satysfakcję.

I co jeszcze?
Nienawidzę jak mój życiowy motywator ma doła.
Jak widać w tym świecie nie da się być wiecznie zadowolonym, co dopiero szczęśliwym.
Mam nadzieję, że wszystko się u niego wyprostuje, bo bez tej motywacji ledwo żyję.
I przyznaję się do tego pierwszy raz.

Ten rok szkolny pokazał mi jak dużo mogę wytrzymać i w sumie jestem dumna, że skończyło się na jednej bliźnie.
Jednej, ale obrzydliwej.

wtorek, 19 czerwca 2012

Nie odgadnę czy chcesz ze mną pójść przez szaleństwo.

Ostatnio stałam się jakaś inna dla ludzi.
Może trochę bardziej oschła.
Milcząca.
Wredna?
Dogryzająca?

Nie mogę poradzić sobie z tym co czuję wewnątrz i to może dlatego.
Może dlatego, że wczoraj nie mogłam zasnąć, bo bolała mnie wątroba.
Może dlatego, że przedwczoraj gryzłam ręce ze strachu, bo miałam halucynacje.
Staczam się i to widać.
Bynajmniej po tym jak zdarza mi się krzyczeć w nocy, bo wydaje mi się, że ogromne pająki chodzą mi po ciele.
Albo jak słyszę, że ktoś chce mi się włamać do domu..
Wyobraźcie sobie strach, jakiego nigdy nie doświadczyliście.

I dlatego czasem budzę się z bolącą ręką.









Kraina czubków wita mnie z szerokimi ramionami.
Są tak ciepłe, serdeczne, że nie sposób się z nimi pożegnać.
Ale gdy już w nią wsiąknę, ramiona staną się zimne, pełne wycelowanych we mnie ostrzy, a ja nie dam rady stamtąd uciec.


niedziela, 17 czerwca 2012

Welcome to my world.

Poddałam się.
Nieoficjalnie, trochę przesadnie.
Jak Polska reprezentacja, nad którą rozpaczam.
Ale cieszę się ze szczypiornistów, bo tam zawsze znajdowało się moje serce.

I znowu stan "wszystko mnie jebie, mogę zdechnąć a wy nic".
Welcome to hell. Again.

środa, 13 czerwca 2012

Nie daj żyć emocjom.

Ciężej. Dużo ciężej niż kiedykolwiek było.
Dużo lżej niż kiedykolwiek będzie.
Nie mogę się określić, ale jest źle, skoro wiadomość o tym, że Pewna Osoba siedzi na historii w tym samym miejscu co ja , dobiła mnie tak, że nie mam sił.
Ja nie wiem no.. To bez sensu.
Radziłam sobie. Nawet nie zwracałam uwagi na to.. ale najwyraźniej tak musi być.

Od wycieczki nauczyłam się wiele.
Nie dziel się problemami. Połowa ma to w dupie, a druga cieszy się, że coś ci nie wychodzi.
Po prostu trzeba samemu to przetrzymać. Chyba, że chcesz umrzeć, zapaść się.
Tak jak ja w tej chwili.

Poszlocham w podusię i przejdzie.
Z Pezetem w tle.
Postaram się w następnych 2 tygodniach objawić się światu.
Że jednak nie mam serca z kamienia i kocham jak każdy na świecie.
W ten cudowny sposób przegram zakład z panem A. i będę mu wisiała dobre wyjście do kina.
Szlag.


"Długo nie leczona depresja najczęściej prowadzi do schizofrenii, albo mocno podobnych do niej stanów." - Zabrzmiało to dla mnie jak wyrok, biorąc pod uwagę moje 1,5 roku depresji (przedtem 2 lata zrytej psychiki wg p. psycholog) i to co czasami słyszę czy widzę w nocy. Co prawda coraz rzadziej, ale zaczynam się bać.
Jak coś to spierdalam do lekarza.

niedziela, 10 czerwca 2012

Level hard.

Dopiero teraz zauważyłam, że mój zaawansowany poziom piekła rozpoczął się w piątek 13.04.
Aha, ja to mam fajne szczęście.

A tymczasem, od wakacji biorę się za siebie.
I nie ma chuja.
55kg będzie? MUSI.
Tak na dobry początek.

sobota, 9 czerwca 2012

(...)

Muszę porzucić myśli o tym człowieku.
Nie może tak być.
Jakieś dziwne, błędne koło.
Po co mam się przejmować kimś, kto przejmuje się już kimś innym?
Jaja by były wtedy gdy ten "ktoś" byłby mi bliski. W sensie ten ktoś kim się on interesuje.
Rykłabym śmiechem zamieniającym się w szloch.

Trzeba się w końcu z tym ogarnąć, bo wbrew pozorom nie mam zamiaru być forever alone.


+ Psują mi się te dobre relacje, przez jedną, głupią rzecz.
To nie moja wina, że nie lubię kogoś aż tak. -,-
Chyba że nie chodzi o to..
Mętlik w czaszce.

piątek, 8 czerwca 2012

Again.

Tak więc znowu tu wracam, po raz 32.
32 razy od kwietnia upadałam.
Zdążyłam się nawet już zaprzyjaźnić z ziemią.
No cóż.. ktoś musi być pokrzywdzony, żeby inni mogli być szczęśliwi.

Tymczasem mecz otwarcia EURO 2012.
Tak, wiem, większość tym już rzyga.
A ja się nawet cieszę.
Kawka w ręku, meczyk w tv, ciastka na stole, rodzina w komplecie i jedziemy.

POLSKA, DACIE RADĘ.

czwartek, 7 czerwca 2012

Cały świat trzymam w moich dłoniach I zamieniam w drobny mak, i upadam, konam.

Dno.
Ja już nie mam siły by z tym walczyć.
Poddaję się, chociaż na ten jeden dzień.

Nawet nie wiesz jak serce mi się rwie w twoją stronę.
I chyba już tego nie kontroluję.
Ja tym nie steruję.
To nie moja wina.

Może czas w zupełności przyznać się wszystkim, że jednak nie mam serca z kamienia?

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Willst du bis zum Tod, der scheidet sie lieben auch in schlechten Tagen?

Zrobiłabym coś w pewnej sprawie, ale nie jestem chyba na to gotowa.
Chociaż mam wszelkie możliwości.
I jedna głupia rzecz dała mi jedną głupią nadzieję.


Ale muszę przyznać, że z jednego jestem strasznie dumna.
Mam plany.
Otóż przykładam się do niemieckiego.
Będę uczyć się na umór tego języka.
W przyszłości, po studiach (a może przed studiami, żeby zarobić) jadę do Niemiec.
Wyjadę na rok, dwa, może więcej.
Może poznam tam wielu wspaniałych ludzi?
W każdym bądź razie to plany bardzo odległe.
Na razie przykładam się do j. niemieckiego.
10 słówek dziennie (może więcej) i jedziemy.

Nie wiem czemu. Jakoś polubiłam ten kraj.
A może to sprawka Rammsteina?





piątek, 1 czerwca 2012

czwartek, 31 maja 2012

Serce dotyka serca.

Jak ja strasznie dziwnie się czuję.
Tak dziwnie źle.
Z tak dziwnego powodu.
Normalnie moje poczucie bezsensu brało się tylko i wyłącznie ze mnie.
A teraz wytrzymuję z samą sobą, ale z własnymi uczuciami już nie.
I jak mijam się z tym na szkolnym korytarzu, czuję się bezbronna.
Przyparta do muru, unicestwiona.
Związana, spętana.
I wtedy chcę wylądować gdzieś gdzie jest bezpiecznie i błogo.
Tam gdzie żadne zło nigdy by mnie nie dotknęło.
Wiem nawet gdzie to jest.
W miejscu tak bardzo dla mnie niedostępnym.
Blisko serca.


Niestety, życie nie lubi chadzać z marzeniami.
Ale wy nie wiecie co czuję.
Wy nie wiecie jak to jest jak ktoś sobie manipuluje twoim nastrojem samym spojrzeniem.
Uśmiechem.
Może nawet rozmową z inna osobą.
I może nie zdajecie sobie sprawy, że taki ktoś jak ja też może coś czuć.
Może nie miłość, bo tego miłością nazwać nie można.
Może zauroczenie.
Roczne zauroczenie, a ja nie mam już sił.




Czemu jak Go widzę zamykam się w sobie?

Żeby moja dusza przypadkiem do niego nie poleciała.

środa, 30 maja 2012

Your eyes.

I znów jestem, a raczej stoczyłam się, na połowę mojej drogi.
Wszystko przez jednego człowieka, który nie jest niczemu winny.
Oj, Magdo, co ty robisz ze swoim życiem?

Trzeba się wziąć w garść i wyciągnąć paseczek na koniec roku.
Niech chociaż mama będzie ze mnie dumna.
I niech rodzina da mi spokój z wiecznym unikaniem tematu śmierci.
Nie zabiorą do lekarza, tylko mnie męczą.
Ale to w sumie takie nieważne.

Wszyscy liczymy na panującą w świecie sprawiedliwość.
Pamiętaj, kiedyś to ja będę się szyderczo uśmiechała, a tobie rozwali się świat.
Ciekawe czy wtedy będziesz się śmiała.
Ciekawe czy wtedy pojmiesz co spieprzyłaś mi.
I pomyślisz, że to było w sumie niepotrzebne.


To było maksymalnie dziwne.
Stał sobie jak gdyby nigdy nic przede mną patrząc gdzie indziej.
Chciałam zapomnieć, wolałam skupić się na bólu.
Więc strzelałam z bransoletki jak najmocniej.
I wtedy rozsypała się. 
Tuż pod jego nogami.
Zupełnie jak ja w tej chwili.

wtorek, 29 maja 2012

Brak mi słów, poza jednym. Dlaczego?

Ostatnio mam takie dziwne wrażenie, że ja muszę być wiecznie nieszczęśliwa, by inni mogli żyć.

A wiec powracam tu.
Dużo czasu minęło jak dla mnie.
No i była też tygodniowa wycieczka, która naładowała mnie energią i wolą życia.
Ho, ho, ho, jak miło, że już w drugi dzień powrotu do szkoły, pewna osoba samą swoją obecnością już mi ją odebrała.

Ten czas pełen był małych zwycięstw.
Cokolwiek robiłam, było to dla zwycięstwa z samą sobą.
Taka motywacja, że potrafię.

Może nie jest jakoś maksymalnie beznadziejnie, ale jest tak, że zaczynam się śmiać ze wszystkiego.
Nawet z tego zamartwiania się w domu o moją osobę, żebym tylko nie wyszła na balkon czy gdzieś i nie zrobiła sobie krzywdy.
Jutro zginę z rąk całej mojej klasy, bo prawdopodobnie przeze mnie nie pojadą nad morze, bo muszą jechać wszyscy.
Także ave moje życie.



Może daję sobie radę sama ze sobą, ale nie z przeszłością.
Tak, wczoraj spojrzałam przeszłości w oczy.
Dziś to przeszłość spojrzała w moje.
Nam obojgu raczej miło nie było.

piątek, 18 maja 2012

Twoja podróż zaszyła sercu usta.

Wszyscy się mną teraz w domu opiekują.
Jakbym była lustrem, które zaraz ma się zbić.
Nie mogę wychodzić sama na balkon, albo na dwór bez pozwolenia.
Jak w bańce.
Może wykrzyczenie Tego Wszystkiego rodzinie w twarz było błędem.
Bo teraz codziennie jestem zmuszona o tym rozmawiać. I wtedy mimowolnie lecą łzy.
Ale ma to swoje dobre strony.
Zrobią wszystko żebym nie płakała.
Gdy widzą mnie smutną od razu o tym rozmawiamy przy litrowych lodach.
Myślę, że nie będzie źle.

Szarpanina, którą jak natenczas wygrywam.
Koniec piekła, jesteśmy w czyśćcu.







środa, 16 maja 2012

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach.

Przegrałam. Ale tym razem nie z sobą.
Z rzeczywistością.
A dokładniej z domem.
Zostałam czarną owcą, albo kozłem ofiarnym.

Nikt o mnie nic nie wie, ale każdy się wypowiada.
Gdybyście tylko wiedzieli, do cholery.
Nie życzę wam, żebyście przeżywali takie mini tragedie, moja "rodzino", ale pomyślcie czasem, że bez pewnych osób byłabym kolejnym punktem w statystyce.
" X nastolatek popełniło samobójstwo - rok 2012."
Może ta moja mini tragedia, która ciągnie się chyba więcej niż od roku, nie jest na taką skalę, ale mam podobne odczucia.

Widzicie? Nic.. kompletnie NIC o mnie nie wiecie.
Tylko tyle jak się zachowuję w domu.
Czy ktokolwiek chwilę zastanowił się jak się z czymś czuję?
Albo jak czuję się ogólnie? Nie, nie fizycznie.
Odpowiedź jest prosta, nieprawdaż?

Zawalajcie mnie dalej obowiązkami, których nie jestem w stanie wykonać, bo się nie wyrobię, zobaczymy co będzie dalej.
Dziękuję za waszą nadzwyczajną "wyrozumiałość".
Kiedyś mi zależało na rodzinie bardziej niż na przyjaciołach.
Kto by pomyślał, że teraz jest odwrotnie?

Ps. Rozumiem, że jest wam ze mną ciężko. Rozumiem, bo muszę znosić tą gówniarę codziennie, a mi się do tego nie uśmiecha. Oddajcie mnie do wariatkowa, to wszyscy będziemy mieć spokój.



wtorek, 15 maja 2012

Czas upływa mi z takim obrazem.

Miałam chyba tylko tydzień spokoju.
Moje tzw napady lęku się nawróciły.
Już nawet zdarza mi się wymiotować ze strachu i stresu.
Nie poddam się.
Nie dam się pokonać.

Te uczucia mnie zabijają.
Tak to jest. Ja próbowałam zabić je, a one teraz zabijają mnie.
Chyba pora przyznać się do swoich uczuć.
Niech świat pozna prawdziwą mnie.
Tą która się boi i która pragnie choć ciutkę tej miłości od matki ziemi.
A nie tylko tą twardą i tą co sobie robi jaja.
Ta wredną.
Tą co rozdaje dobre rady na lewo i prawo.
I tylko przy dwóch osobach jestem tą prawdziwą.
I one, nie wiedzieć czemu, wspierają mnie z całych swoich sił, choć mają dużo lepsze zajęcia ode mnie.
A jednak wolą zostać Tu, ze mną.
Dziękuję z całego serca K. i D. za to, że ze mną byli w praktycznie wszystkich momentach. <3
A wy wiecie, że staram się to samo robić dla was, ale mi nie wychodzi.


Ah. No i nie wspomniałam.
Potrzebuję cię. Bez ciebie ciężko mi się oddycha.
Autodestrukcja za 3, 2, 1..


 


niedziela, 13 maja 2012

Brak mocy.

Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.
Nie poddawaj się.Nie poddawaj się.


Muszę powtarzać sobie to tyle razy, żeby nabrać mocy.
Przytłacza mnie fakt, że jestem SAMA.




I have no reason to run.

Dawno (jak na mnie) mnie tu nie było. No więc jest fryzura taka jaka była. Nie no, ale naprawdę. Nie rozumiem polskich fryzjerek. Ani w ogóle fryzjerek. Mówisz takiej, że chcesz tylko trochę podciąć bo zapuszczasz aż do pasa, to ujebie ci 10cm. Teraz nie sięgają mi nawet do pach. 2,5 roku zapuszczania do powiedzmy połowy pleców poszły się jebać. A dobre strony są takie, że bardziej się sobie podobam.
No, ale jak wiadomo - ja tu tylko narzekam.

Czemu powróciłaś? Przecież już się ogarnęłaś.Powiedzmy, że zachodzę tutaj w skrajnych emocjach, niezależnie od ich typu. Np. dziś mą duszę katuje.. hmm.. tęsknota? Nie wiem.

Wiem tylko tyle, że jak widzę zakochane pary, to kłuje mnie w sercu. Dlaczego? Może dlatego, że u mnie nigdy tego nie było? I to jest najsmutniejsze. Bo jestem sama, a nie mam nawet kota.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mi to dokuczać. A co jest w tym śmieszne? Że ja pragnę czegoś takiego, a nie mogłabym w pełni oddać wszystko co mam (nie mówię o rzeczach materialnych. nawet nie wiem o czym mówię. po prostu tak się mówi. chyba.) tej drugiej, ukochanej osobie.

Ha - ha. Albowiem.. no kurwa. Nie wyobrażam sobie, żeby mój przyjaciel się we mnie zakochał. Nie wyobrażam sobie żeby KTOKOLWIEK się we mnie zakochał. Chłopcy to debile. Jeden mówi ci, że chce z tobą być, a następnie się nie odzywa bo "po co się starać". Whatever.

Kocham.. co to w ogóle za słowo? Co ono oznacza? Bo jeżeli tylko dzielenie się bluzą i wymiana pustych słów na przemian z pocałunkami czy innymi aktami fizycznymi, to ja może podziękuję. Dla mnie miłość, to trochę taka przyjaźń. Ale wiecie.. nie taka zwykła, albo najlepsza. Taka w chuj dobra. W której możesz wszytko. No i jeszcze te akty fizyczne o których wspomniałam.

Okej. Zbaczam z tematu. Także i mnie potrzebny jest taki ktoś. Chyba. Niezdecydowana ze mnie osoba.
"Ej, ej, a podoba ci się ktoooś!?" - zapytacie (hahahahahaha, zapytacie, dobre, Magdo przecież tu nikt nie wchodzi). Niby tak, ale co mi po tym? Trzeba dać sobie z tym spokój i wrzucić na luz. Na taki całkowity luz. Bez spin.

Niech się dzieje wola nieba, a tymczasem Forever Alone. Bez kota. Z chomikiem. Fuck the system, bitch.

No i PeeS. Jest 02:40, a ja wpadłam na niezwykły pomysł założenia DRUGIEGO bloga z m.in. tym co myślę na jakiś temat. I wiem, że czyta to tylko panna K, którą pozdrawiam (nie będę pisać "kochanie", bo wtedy wyglądałoby to co najmniej pedalsko, a wiesz, że mam problem z okazywaniem uczuć, bejbe) także jak już wszystko będzie wiadomo, to wstawię link.
Tak wstawię link.
WSZĘDZIE KURWA. Gdzie popadnie.
Jak troll.

Także Zapraszam.

środa, 9 maja 2012

To nie na miejscu. Niech stracę.

No. W końcu ze spokojną głową mogę powiedzieć, że jest okej.
Nie jest dobrze. Jest okej.
No i jestem trochę zmęczona. Fizycznie tym razem.

Wychodzi na to, że teraz będą tu moje durnowate przemyślenia. A niech to. Niech stracę.


Gdziekolwiek nie zajdę, rechoczę się w głos. Tyle w tym świecie jest hipokryzji, ale najwięcej jej mają kobiety. Tak, tak drogie panie. Wiem, jestem taka sama. Prawie. Tylko, że ja nie pierdolę na FB albo gdzieś, że jestem gruba tylko żeby sobie przeczytać, że taka nie jestem (a piszą to osoby, które są kompletnie zakłamane nawet i we własnym świecie), ale staram się cośkolwiek schudnąć. I nie oglądam programów gdzie prowadząca z nadwagą pokazuje jak jeść, żeby schudnąć. Ale to trzecie miejsce na mojej liście.

Drugie miejsce zajmują wszystkie osoby, które wmawiają sobie chorobę. Tak, dziewczyno. Wpierdalaj rutinoscorbin, a narzekaj że masz chore serce/nerki/wątrobę i możesz umrzeć. Żałosne. "Ale jak to? To co ty pisałaś to też musi być kłamstwo. Jesteś hipokrytką." Pisałam o tym co mi naprawdę dolegało. Pragnę zauważyć, że piszę o tym tutaj, gdzie mało kto wchodzi, a nie na własnej tablicy na FB. "Cześć, dzisiaj miałam halucynacje słuchowe. 10 osób lubi to". Normalnie śmiech miesza się z wkurwem.

Haa, ale pierwsze miejsce zajmują "rap - sezonowcy". To tacy, którzy słuchają tylko tego co albo jest popularne w szkole, albo jest dramatycznie o miłości, a jednocześnie wmawiają innym, że słuchają kogoś od 5 lat, a artysta tworzy dopiero od 2 lat. Śmieszne. Aaa i jeszcze napieprzają cytatami WSZĘDZIE gdzie się da. Opis na gg może być.. ale gdy widzisz u wszystkich to samo wszędzie to jest nudne. Poza tym słucham rapu od około 3,5 roku i nie wyobrażam sobie takiego "fanostwa" bez zapoznania się z klasyką (Magik chociażby). No ale cóż. Ja nie mogę wyrazić tam swojego zdania bo mnie zjedzą.



Gdy mi lepiej jestem bardziej wredna, krytyczna, nietolerancyjna..
Ale przynajmniej nie daję sobą pomiatać.
Tak mi się wydaje.





wtorek, 8 maja 2012

Trochę egoistycznie siedzę i nic nie robię.

Dopadł mnie mały kryzys.
Mam dość.
Tym razem bardziej fizycznie, co mnie naprawdę cieszy.
Ale psychicznie trochę też.

Łohoho. Nie ma to jak iść przez całą szkołę na matmę w czasie lekcji i ryczeć jak dzieciak.
No cóż. Nie wytrzymałam.
Teraz z resztą też.
Mama powiedziała, że odeśle mnie do czubków.
Że wszyscy będą mieć spokój.
Że to moje miejsce.
Nawet się nie popłakałam.

Nie mogę spać.
Do późna w nocy.
Jak ja jutro wstanę o 6:30?
2-3h snu i szkoła do 16:30?
No, thanks.
Postaram się zasnąć szybciej.
I walnę sobie kawę z magnezem.

Jeżeli jutro nie zginę z ręki mojej wychowawczyni to dzień zaliczę do udanych.
Byleby tylko przeżyć ten tydzień..





poniedziałek, 7 maja 2012

I już się nie martw, aż do końca swych dni.

Dziś stanęłam na nogi.
Psychicznie.
Fizycznie nie miałam siły, chociaż byłam zmuszona. ^^
Po prostu jakoś tak mi lepiej.
To chyba po obejrzeniu "Króla Lwa".
Hahah, zabawne, co nie?
Taka stara krowa, a ogląda bajki Disneya.

No nic.
Może nie czuję się specjalnie lepiej.
Może moje uczucie pustki i samotności nagle nie zniknęły.
Może nie pozbyłam się aspołeczności.
Może nie przestanę w ciągu paru miesięcy być neurotykiem.
Ale cóż.
Po prostu przeszłość jest daleko za mną.
I z tym trzeba się pogodzić.
Bo jak ciągle będziemy patrzeć w przeszłość, nie patrząc na to co jest teraz, to nie wykorzystamy szans i znowu będziemy żałować.
Błędne koło.
Przeszłość już mnie tak naprawdę nie interesuje.
Co było nie wróci.
Tylko jednej sprawy nie będę w stanie wybaczyć. Ojcu mianowicie.
Ale co tam.
Skoro świat odwraca się do mnie dupą, to ja się odwrócę dupą do świata.
Szczerość + ironia + mój wredny (pozytywnie) charakter = ?

Naprawdę czuję, że jestem na dobrej drodze ku normalności.
Zmienię się.
A od czego najlepiej zacząć zmiany?
Od fryzury.

Plany:
Piątek - fryzjer, odebrać dowód.
Noc z piątku na sobotę - prawdopodobnie (jak wszystko pójdzie sprawnie) noc z J, J, W, A. Opijamy noc + ja nowy początek.
Sobota - Trochę luzu. Cieszmy się fryzurą, przeglądajmy się we wszystkie lustra w domu, odchorowujemy noc.
Niedziela - Mój dzień lenistwa + chyba do Niemiec.
Poniedziałek (jak i cały miesiąc, albo dłużej) - dieta, dieta, dieta, dieta.


Pewnie tu powrócę, bo przeszłość jeszcze nie raz mnie dopadnie (może wrócę nawet jutro? kto wie).
Natenczas: Hakuna Matata, Bitch.



sobota, 5 maja 2012

Czekając na dzień w którym spełnią się marzenia, nie chcę być tym co nie ma nic do powiedzenia..

Chyba wyszłam z tego badziewnego stanu.
W sensie, że już nie płaczę.
A to wszystko dzięki paru osobom, którzy może nie są idealni.. ale są.
Teraz tylko płaczę gdy mi się o kimś przypomina.

Nie mam celu.
Nie wiem jak się za coś zabrać.
Nie mam planów.
Nie mam woli i chęci życia.

Wczoraj za to usłyszałam, że jestem 100 % pesymistką.
Co jest samo w sobie trochę smutne.
Bo "potrafię tylko narzekać".

Nie wiem..
Nie wiem za co się zabrać, ale najważniejsze jest to, że mam tych, dzięki którym czuję się lepiej.
Reszta odpadła w przedbiegach.

Wiem jedno.
Chcę mieć tytuł psychiatry.






Przyjaciel częścią Ciebie jest.

Poprawiasz humor.
Wszystkim.
Niewyobrażalne, co nie?
W sumie nie muszę pisać o kimś akurat tutaj..
Ale parę godzin rozmowy i.. zapomniałam.
Naprawdę zapomniałam.

Dziękuję ze szczerego serducha, szczególnie za wszystkie twoje "eeej, weź spadaj", wypowiedziane z milion razy. :)


Ps. Jest szansa.

piątek, 4 maja 2012

Martwa pustka.

Szkoda, że nie mam jakiegoś planu na "czarną godzinę".
Ona nadeszła.
No zdążyłam przewidzieć to, że ten jebany, NAJGORSZY rok się powtarza..
ale nie sądziłam, że aż tak dosłownie.
Muszę to z siebie wyrzucić.
Otóż ktoś nagle wyskoczył ze swoim "chcę tego od nowa. chyba cię potrzebuję."

A ja się pytam. JAK?
Jak ktoś może mówić tak o mnie...
Jak mogę pomóc komuś przeżyć, dzielić rzeczywistość na pół, skoro ja swojej nie mogę udźwignąć?
Jak ktoś może mnie potrzebować skoro ja sama czuję się jak kawałek wycieraczki?

Niby tego chciałam.
Ale temu na górze pomyliły się osoby.
Chyba. Nie.. na pewno.
Jest 03:22 a ja odchodzę od zmysłów.
Od 22:00 płakałam.
5,5h rzewnego i bezlitosnego użalania się nad sobą.
Opadam z sił.
Niemo błagam resztkami swojej godności kogokolwiek o pomoc.
Jeszcze nigdy nie pchało mnie tak na drugą stronę.

Dziś w jednej z okolicznych wiosek miała miejsce próba samobójcza.
Dziewczyna chciała skoczyć z 4 piętra.
Nie mam pojęcia dlaczego, czy była pijana.
Doprawdy podziwiam mamę, że tylko w takich chwilach pyta czy "wszystko ze mną okej".
Pół godziny wypytywała czy serio dobrze się czuję.
"Tak mamo." - odpowiadałam ze sztucznym uśmiechem na ustach.

Nie wiem, coś złego się ze mną dzieje.
Czuję mrówki, które chodzą po moim ciele.
Słyszę kroki w kuchni choć wszyscy śpią.
Ale powtarzam się.
I chyba wybiorę inną opcję niż samotność.
Bo to najgorsze kurestwo jakie tylko może być.
Może znajdę kogoś kto będzie miał siłę mnie wesprzeć.

Co jak co, ale nie spodziewałam się, że zdrowie również ulegnie małemu zniszczeniu.
Coraz częściej kuje mnie w sercu i w wątrobie.
Pamiętam mury szpitalne na oddziale kardiologicznym.
Niby nic nie wykryli. Miałam się stawić na dodatkowe badania, które by ewentualnie pokazały co i jak.
Ale wtedy zaczęła się moja autodestrukcja.
Zaparłam się rękami i nogami. No i nie pojechałam.
Pamiętam jak przez mgłę ostatnie słowa lekarza.
"Nie przemęczaj się, nie stresuj, nie pij dużo kawy."

Stresuję się codziennie, bo jestem zmuszona przebywać w dużych skupiskach ludzi.
A kawę piję codziennie.
Kilka razy dziennie.
Nie wiem jak to będzie, bo mam zamiar jeszcze rozpocząć ćwiczenia na odchudzanie.

Serce, depresja, stany lękowe, halucynacje spowodowane stresem (słuchowe, czuciowe), bezsenność, słabe krążenie w kończynach. A ja bez lekarza. Damy radę?


Nie wiem.
Najchętniej bym to zakończyła w cholerę.
Ale tego nie zrobię.
Bo jestem w połowie drogi.
Związane ze śmiercią mam TYLKO myśli.





środa, 2 maja 2012

Tacy jak my to depresje i prochy.

Znowu mnie dopadło.
To "coś".
Nie wiem czy dam sobie radę.
Ale nie poddam się bez walki.

Dziś znowu chciałam wyskoczyć.
Znowu patrzyłam na barierkę z histeryczną myślą.
Mam lęk wysokości.

W naszym mieście na pierwsze dni maja organizowane są koncerty.
Duży tłum.
Czułam się osaczona.
Bałam się.
Trzęsłam.
Chciałam ukryć się gdzieś i żałośnie pochlipać.

To, że jestem sama dało mi w kość akurat dzisiaj.
Też miałam ochotę się wyryczeć.
Ale nie mogę.
To ja wybrałam tą drogę.
Oczywiście mógłby ktoś pomóc.
Nie zabroniłabym.
Ale nie wiem czy by to coś dało.

Ostatnio też słyszę jak ktoś chodzi po kuchni.
Gdzieniegdzie widzę robaka łażącego po ścianie.
Ale tego nie ma...

Muszę się ratować póki jeszcze jest czas.


 





wtorek, 1 maja 2012

Tyle myśli w sekund tyle.

Zostałam z Tym Wszystkim sama.
Ale tak musi być. Podobno później już nie jest tak ciężko.
Trzeba ratować to co pozostało.
Najwyżej uschnę sobie.
Boję się.
I nie chcę żartować z czegoś, co mi przeszkadza.
Czas zacząć szarpaninę.








poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Cisza, w której słychać własny oddech.

Nie wiecie o mnie dostatecznie dużo, żeby wiedzieć z czym walczę.

Samotność jest u mnie przecież świadomym wyborem.
Nie chcę obciążać ludzi, nie chcę żeby się martwili (o ile są jeszcze do tego zdolni).
Ale bardzo ciężko patrzy mi się na ludzi, którzy doskonale sobie radzą.
Nie wiem. Nie jestem normalna.

Może po prostu jestem w chuj zazdrosna, że wszyscy dookoła mogą być NORMALNI, a ja jakoś nie?

Akurat najlepszym co może mnie spotkać jak na razie jest wizyta u psychiatry.
O której nie ma mowy, bo nikt nie wie o"tym wszystkim".






sobota, 28 kwietnia 2012

I nikt nie widzi twego odlatującego ducha.

Kurwa. Moje życie toczy się beze mnie.
Ludzie nawet potrafią kłócić się ze mną bez mojego udziału.
Niepotrzebnie posłuchałam pewnej pani, że lepiej mieć własne zdanie.
Może dobrze. Ale nie warto się z nim ogłaszać.

Opuszczam to szaleństwo.
Zobaczymy co będzie dalej.
Haha. Będzie tak jak zwykle.
Chyba nic się nie nauczę i postąpię tak jak zawsze.
Idiotka.
 
Teraz siedzę i czuję się jak debil.
Nie wiem no..
Ale już skoro wszyscy wiedzą bardziej ode mnie co ja sądzę, co czuję, co powinnam zrobić i co robię nie tak, to CHOLERA JASNA ŻYJCIE ZA MNIE, bo ja już nie mam siły.











czwartek, 26 kwietnia 2012

I am nothing, so there's nothing to surprise you with.

Jaki dziwny dzień.
Wszyscy są pogłębieni w czymś tak bardzo nieokreślonym.
I jakoś ja też chcę sobie wyjątkowo ponarzekać.
Oj, przepraszam. Ja to robię ciągle.

Nie mogę. - pierwsze słowa które cisną mi się na usta.
I nie mam na myśli tylko tego, że nie mogę wyjść gdziekolwiek, bo rozłożyła mnie choroba.
Nie, nie.
We wszystkim. Nie mogę spokojnie nic zrobić.
Ciągle myślę o tym na jakim poziomie dna aktualnie się znajduję nie robiąc z tym absolutnie nic.
Dobrze, że przynajmniej zdaję sobie z tego sprawę.
Nawet niektórzy powiedzieliby, że to ok 30% sukcesu.
Jeżeli miałabym zacytować HuczuHucza: "Nie byłbym tu sobą mówiąc, że się chcę pozbierać."
Tak, moi drodzy. Wszystko zależy od chęci.
A ja ich nie posiadam.
Bo ta szarpanina nie ma końca.

Pogłębiam się w szaleństwie.
Nie wiem gdzie, na którym jego poziomie teraz się znajduję.
Ale musi być źle. Naprawdę źle.
Skoro zaczynam się ze wszystkiego śmiać.




Zdjęcie pochodzi z mangi, którą aktualnie czytam.







" Możesz ujrzeć świat takim, jakim jest, bez żadnych filtrów. "

Niewiarygodne jak mała, głupia, nieukierunkowana w moją stronę literka może zaboleć.
Muszę dać sobie spokój.

Cały rok, aż do stycznia roku 2012, moje życie było jedną wielką bitwą.
Wypierałam wszystkie uczucia, nie przyznawałam się do nich, nie nazywałam ich tak jak powinnam.
I było dobrze.
Czułam tylko poczucie bezsensu, a nie tak jak teraz - wszechogarniającą pustkę.
Eh. Bo wtedy sądziłam, że to w ogóle nie jest mi potrzebne.
I było łatwiej, bo nie wypalałam się na oczach wszystkich.
Czuję się jak zdychające zwierzę na wybiegu w zoo.
Wszyscy się patrzą, ale mało kto pomoże.

Teraz nazwałam te uczucia tak jak powinno się je nazwać.
Nieodwracalnie.
Bo jak już raz to nazwiesz, to nie ma odwrotu.
Oswajasz się z tym uczuciem.
A jak wiadomo, bierzesz odpowiedzialność za coś co oswoiłeś.

Ale wbrew pozorom nie polecam wyparcia wszelkich uczuć.
Stajesz się zimny na świat.
Szczęście cię nie dotyka. Albo dotyka, a ty tego nie czujesz.
Takie stwarzanie wokół siebie jakiejś warstwy ochronnej, przez którą złe uczucia się nie dostaną.
Ale dobre też nie.
I tu jest właśnie ten myk.
Czy chcesz cierpieć, a mieć chwile (może nawet lata) szczęścia?
Czy wolisz nie czuć nic?

Ja wolę to pierwsze.
Wierzę w karmę.
Kiedyś wszystko się odwróci.
Nie po to cierpię teraz żeby później było źle.


Z racji z tego, że piszę te słowa o 02:10, mogę być trochę niepoczytalna i jutro pewnie moje poglądy się zmienią.
Ale przenigdy nie wypierajcie jakiegokolwiek uczucia.
Nie na tak długą metę.






wtorek, 24 kwietnia 2012

" Mam jedną pierdoloną schizofrenię, zaburzenia emocjonalne "

Zawsze będę w czyimś cieniem.
Zawsze będę się czuła sama.
Zawsze będę płakać.
Zawsze będę zapierać się rękami i nogami przed czymś co nieuniknione.
Zawsze będę się nienawidzić.
Zawsze będę się sobą brzydzić.
Zawsze będę gorsza od innych.
Zawsze będę wiedziała co robić w deszczowe dni.
Zawsze będę gadać z chomikiem, a nie z ludźmi.
Zawsze będę bała się ludzi.
Zawsze będę bała się zmian.
Zawsze będę tchórzem.
Zawsze będę chciała zniknąć.
Zawsze będę zazdrościć innym urody i figury.
Zawsze będę zazdrościć innym otoczenia.
Zawsze będę marzyć o czymś co nierealne.
Zawsze będę ufać niewłaściwym osobom.
Zawsze będę kochać niewłaściwe osoby.
Zawsze będę melancholikiem.
Zawsze będę nie pasować do innych.
Zawsze będę pragnęła pełnej rodziny.
Zawsze będę czuła, że wszyscy są przeciwko.
Zawsze będę nienawidzić ludzi.
Zawsze będę krzyczeć o pomoc z Tamtąd, ze Środka.
Zawsze będę wrakiem.
Zawsze będę mieć halucynacje w najgorszych momentach życia.
Zawsze będę pragnęła siebie zniszczyć.
Zawsze będę się czuła odosobniona.
Zawsze będę nikim.


Pieprzone zawsze..

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

" W prawdziwym świecie nie ma żadnych zasad. "

Nie wiem jaka tajemna siła usuwa mi nowo powstałe notki, ale widocznie tak musi być.
Może ktoś tam na górze ma dość tego wyssanego z palca dramatu.
Denny teatrzyk, tylko reżyser pozostaje nieznany.
Albo to samowolka, albo o czymś nie wiemy.

Zawsze piszę tu jak popadam w skrajne uczucia.
Teraz nawet nie wiem co myśleć.
Ale wiem jedno: nie należy oczekiwać od ludzi, że będzie wszystko z nimi OK.
Że chociaż przez chwilę będą trzymać się najprostszej logiki.
No niestety - jak ich nie rozumiałam, tak nie rozumiem nadal.

Samej siebie też nie rozumiem.
Ale długo sama nie pociągnę.
Jak chciałam się od ludzi izolować, tak teraz muszę z nimi przebywać.
Tylko (broń Boże) z takimi, którzy powodują chęć popełnienia Harakiri na miejscu.

Tak czy inaczej miałam ponarzekać na coś innego.
Oj, no bo po prostu.. zawiodłam się.
Bo choć w jednej sprawie było dobrze.
Ale jednak zawsze musi się coś zjebać.

Powiem tyle. Nie mam zaufania do ŻADNEGO z was.
Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że nawet małe detale mogą przesądzić o tak ważnej sprawie.
Nie było was wszystkich kiedy chciałam po prostu wcisnąć przycisk autodestrukcji na moim ciele (chociaż go nie mam i nigdy mieć nie będę).
Wiele to się nie zmieni.
Zimne podejście do sprawy.
Skupienie się na własnych.
Nie wasza wina. To w końcu ja jestem tą popieprzoną Tam, w środku.









sobota, 21 kwietnia 2012

" Staje się niemożliwym by uciec przed demonem. "

Moim demonem jest depresja. Monotonia.
No i ja.
Nie przez wszystkich rozumiany neurotyk.
Czym więcej wiem o sobie z perspektywy lekarza psychiatry, tym bardziej boję się samej siebie.
Wiadomo, przed samą sobą nie ucieknę.

W sumie to mój zapał skończył się krócej niż przewidywałam, bo tylko 2 - 3 dni jak mniemam, ale dużo mi dał.
Zrozumiałam, że w dużej części moje samopoczucie jest zależne ode mnie.
Muszę walczyć.

Tylko jaki jest problem?
Ja nie wiem z CZYM dokładnie mam walczyć.
Z depresją? Staram się.
Staram się nie podporządkowywać się pustym a zarazem czarnym myślom.
A z samą sobą nie mogę walczyć.
Mogę się jedynie oszlifować.
Ale to gryzie się z poradami przyjaciół. "Bądź sobą, nie zmieniaj się."

Może w końcu trzeba się czemuś / komuś sprzeciwić.
Pokonać te długotrwale działające wśród społeczeństwa schematy.
Powiecie, że przecież nie wiem o czym piszę.
Macie rację.
Tak dokładnie nie wiem.
Ale uważam, że trzeba z czymkolwiek coś zrobić.
No i podobno jest wolność słowa.




Jakoś tak jestem dziwnie nastawiona do świata po 4 razie oglądania "V jak Vendetta". Chyba będę tyle razy to oglądać,  abym uświadomiła sobie coś i w tym pozostała.


"- Dlaczego nie giniesz?
- Bo pod tą maską kryje się coś więcej niż człowiek. To idea. A idee są kuloodporne. "

czwartek, 19 kwietnia 2012

Zatrać się w celach, a nie w marzeniach.

Nagły przypływ nieoczekiwanej motywacji.
Chcę wziąć się za siebie.
Przestać jęczeć na swój los.
Przestać oczekiwać litości od innych.

Czuję, że się uda. Musi się udać.
Jestem pozytywnie naładowana.
100 % naturalności. Żadnego udawania kogoś kim się nie jest.
Szczerość. Do bólu.
Bo ukrywanie czegoś by nie być chamską nie wychodzi mi na dobre.
No i głębokie oczyszczenie.
Z duszy i ciała.

Nawet nie jestem pewna co robię.
Ale wiem jedno: jeżeli to tylko chwilowy przypływ motywacji to jednak warto to wykorzystać.
Nie będzie tyle wpierdalania tego co popadnie.
Ćwiczenia - podobno dobre żeby dać upust złości.
W sam raz dla mnie.
Ostatnio przemieniam demotywację w czyste wkurwienie.
Powinno się udać..
Trzeba w końcu trzeźwo spojrzeć na świat skoro na samą siebie nie potrafię.

Ale pozostaje pytanie czy bez miłości da się żyć?
Albo inaczej.. czy cały czas ją wypierając można osiągnąć harmonię?
Z tym nie mam pojęcia co zrobić.



Kiedyś w moim tajnym zeszycie napisałam zaskakująco mądre słowa.
"Bo miłość jest jak narkotyk.
 Gdy jej zabraknie natychmiast zaczynamy jej histerycznie szukać. "


PS. Nienawidzę jak osoby z mojego otoczenia na moich oczach bawią się we mnie. Poniża mnie to, pokazuje jaką marną osobą jestem. Wkurza mnie to, że robią WSZYSTKO co ja. Nawet mówią jak ja. O przyjaciół mi nie chodzi, nie nie. Ale JUTRO zamiast łkać w duszy nad własną beznadziejnością, pozdrowię te osoby środkowym palcem.

Boże, spraw bym miała zawsze tyle odwagi co dziś.


środa, 18 kwietnia 2012

Wspomnień kalejdoskop.

Jak ja cholernie nienawidzę tych wieczorów, gdzie powinnam odrabiać lekcje i się uczyć, a tępo patrzę się w sufit i płaczę.
Bezsilność kolejny raz wzięła górę.
Tym razem Oni mnie z tego nie wyciągną.
Albo to będzie przełom, albo koniec.
Nikogo nie ma w domu.
W sumie mogłabym skoczyć z balkonu. Nikt by nie zauważył.
Niestety cholernie boję się wysokości.

Tamte czasy uważane za męczarnie pamiętam jak przez mgłę.
Teraz jest o wiele, wiele gorzej, ale o tym nie mówię.
Faza wyparcia przed przyjaciółmi rozpoczęta.
" Tak, tak, wszystko nadzwyczajnie dobrze."
Tylko dlaczego przez to "dobrze" mam ochotę zniknąć?

Taak, taak, jesteś młoda. Masz dużo czasu. To taki wiek. Są gorsze problemy.
Tyle że ja sobie nie daję rady.
Patrzę się tylko błagalnym wzrokiem by ktoś mi pomógł.
Jakoś skutecznie. Radykalnie. Efektownie.
Ale nie mogę powiedzieć tego wprost.
Nie umiem.
Potrzebuję działań, ale jednocześnie nie mogę się na nie odważyć.
Nie mogę zacząć żyć.
Myśleć jak NORMALNY człowiek.

Czuję, że jestem ze wszystkim sama.
Ale przecież nie stanę na środku szkoły i nie krzyknę "pomocy, jest mi w chuj źle."
Także ten.. macie przyjaciół, to o nich dbajcie.

wtorek, 17 kwietnia 2012

" Widocznie niebo ma do opłakania sporo, dlatego daje klimat przemijania tym wieczorom ."

Pisanie swoich odczuć tutaj w małym stopniu pomaga.
Wylewasz z siebie absolutnie wszystko, a przy okazji masz pewność, że nikt niepowołany tego nie będzie czytał.
Piszesz jak chcesz i kiedy chcesz.
A przy okazji także CO chcesz. A to dla mnie w tej chwili najważniejsze.

To chyba najwyższa pora żeby albo zebrać się w sobie, albo udać się do specjalisty.
Może jakieś dobre leki nie załatwią mojego obrzydzenia do świata i do samej siebie, ale wspomogą walkę.
Bezkresną szarpaninę.
Gdzie nie możesz odnaleźć choć procenta dawnej siebie.
Taki wiek. Zastanawiamy się kim jesteśmy.
Jak i dlaczego tak wygląda rzeczywistość.
Czy naprawdę jesteśmy tym kimś kim zawsze chcieliśmy.
Akurat wszystkie te pytania mają odpowiedź.. hmm.. jakby to ująć.. smutną.
Jestem teraz kimś kim nie chciałam być.
Kimś tak bardzo nielogicznym.
A w dodatku nie mogę ze sobą wytrzymać.
Wszystkie pozytywne myśli po prostu detonuję.

Ale dziś było inaczej.
Wyszłam z domu z myślą ' to może być fajny dzień '.
Gdy sobie to uświadomiłam jakieś dziwne światło przelało me serce.
W sumie trochę bez sensu, bo po połowie dnia już miałam wszystkiego dosyć.
Chciałam.. właściwie jeszcze chcę.. zniknąć.
Rozpłynąć się. W sensie bardziej negatywnym.
Bo jeżeli miałabym się rozpłynąć pozytywnie to tylko w czyiś ramionach.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Po co czekać do jutra? Zastrzel mnie dziś.

Mam ochotę zniknąć bez słowa.
Albo wtargnąć do czyjegoś życia z mnóstwem słów.
Nadal nie wiem, którą opcję wybrać.

Bez zajęcia wariuję. Jutro poniedziałek.
Na szczęście. Lubię zasypiać styrana.
Nie myśleć o niczym.
Dlatego tak bardzo obawiam się wakacji.
Tak bardzo boję się świata.
Może nawet samej siebie.
I jeżeli boję się tego tak samo jak mój chomik to jestem stracona.

Ale czuję to.
Przyjdzie taki czas gdzie pomyślę o sobie i wtargnę z moimi brzydkimi butami do czyjegoś życia,
Może właśnie taki jest przepis na normalność?
Może nawet na szczęście?
Kiedyś się odważę.
Tylko jeszcze nie wiem kiedy.
Może wtedy kiedy poczuję, że jestem kimś.
Nie pustym człowiekiem.
Nie czyimś cieniem.
KIMŚ..

piątek, 13 kwietnia 2012

" Poddaję się, bym sama mogła walczyć ze sobą. "

I stało się. Od nowa. Wszystko.
Kolejne bezsensowne wpisy, z mojego bezsensownego życia.
Nawet nie wiecie jak trudno mi było to, jak gdyby nigdy nic, wykasować.
W końcu to była dość ważna część mojego życia.

Ale ja tak nie umiem.
Wpadam Tam coraz głębiej i nie mogę patrzeć, że kiedyś było lepiej.
Nie dziś. Nie teraz.
Oficjalnie się poddaję.
Nie chce mi się nawet walczyć o swoje życie. Normalne życie.
Wpadam w czarną otchłań, nie widzę drogi powrotnej.
Nawet takie małe detale podcinają mi skrzydła.
Nie uśmiecham się szczerze.
I kto mnie dobrze zna ten wie, że szczerze uśmiecham się tylko gdy widnieją dołeczki.
Albo gdy w jakikolwiek sposób świecą mi się oczy.
Jak dawno tego nie było.
Skłonności do neurotyzmu? Zawsze spoko.
Ma samokrytyka nie zna granic.
Nawet tu, pisząc ciągle osobie czuję się egoistką i beznadziejnym człowiekiem - pomimo tego, że to mój blog.
Boję się. Cholernie się boję, że zrobię coś i nikt mnie nie powstrzyma.
Coś głupiego i w dodatku nieodwracalnego.
Słowa nie mogą tego opisać. Bynajmniej ja takich nie znam.

Boże, daj mi siłę, którą mi niedawno odebrałeś.