poniedziałek, 7 maja 2012

I już się nie martw, aż do końca swych dni.

Dziś stanęłam na nogi.
Psychicznie.
Fizycznie nie miałam siły, chociaż byłam zmuszona. ^^
Po prostu jakoś tak mi lepiej.
To chyba po obejrzeniu "Króla Lwa".
Hahah, zabawne, co nie?
Taka stara krowa, a ogląda bajki Disneya.

No nic.
Może nie czuję się specjalnie lepiej.
Może moje uczucie pustki i samotności nagle nie zniknęły.
Może nie pozbyłam się aspołeczności.
Może nie przestanę w ciągu paru miesięcy być neurotykiem.
Ale cóż.
Po prostu przeszłość jest daleko za mną.
I z tym trzeba się pogodzić.
Bo jak ciągle będziemy patrzeć w przeszłość, nie patrząc na to co jest teraz, to nie wykorzystamy szans i znowu będziemy żałować.
Błędne koło.
Przeszłość już mnie tak naprawdę nie interesuje.
Co było nie wróci.
Tylko jednej sprawy nie będę w stanie wybaczyć. Ojcu mianowicie.
Ale co tam.
Skoro świat odwraca się do mnie dupą, to ja się odwrócę dupą do świata.
Szczerość + ironia + mój wredny (pozytywnie) charakter = ?

Naprawdę czuję, że jestem na dobrej drodze ku normalności.
Zmienię się.
A od czego najlepiej zacząć zmiany?
Od fryzury.

Plany:
Piątek - fryzjer, odebrać dowód.
Noc z piątku na sobotę - prawdopodobnie (jak wszystko pójdzie sprawnie) noc z J, J, W, A. Opijamy noc + ja nowy początek.
Sobota - Trochę luzu. Cieszmy się fryzurą, przeglądajmy się we wszystkie lustra w domu, odchorowujemy noc.
Niedziela - Mój dzień lenistwa + chyba do Niemiec.
Poniedziałek (jak i cały miesiąc, albo dłużej) - dieta, dieta, dieta, dieta.


Pewnie tu powrócę, bo przeszłość jeszcze nie raz mnie dopadnie (może wrócę nawet jutro? kto wie).
Natenczas: Hakuna Matata, Bitch.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz