środa, 16 maja 2012

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach.

Przegrałam. Ale tym razem nie z sobą.
Z rzeczywistością.
A dokładniej z domem.
Zostałam czarną owcą, albo kozłem ofiarnym.

Nikt o mnie nic nie wie, ale każdy się wypowiada.
Gdybyście tylko wiedzieli, do cholery.
Nie życzę wam, żebyście przeżywali takie mini tragedie, moja "rodzino", ale pomyślcie czasem, że bez pewnych osób byłabym kolejnym punktem w statystyce.
" X nastolatek popełniło samobójstwo - rok 2012."
Może ta moja mini tragedia, która ciągnie się chyba więcej niż od roku, nie jest na taką skalę, ale mam podobne odczucia.

Widzicie? Nic.. kompletnie NIC o mnie nie wiecie.
Tylko tyle jak się zachowuję w domu.
Czy ktokolwiek chwilę zastanowił się jak się z czymś czuję?
Albo jak czuję się ogólnie? Nie, nie fizycznie.
Odpowiedź jest prosta, nieprawdaż?

Zawalajcie mnie dalej obowiązkami, których nie jestem w stanie wykonać, bo się nie wyrobię, zobaczymy co będzie dalej.
Dziękuję za waszą nadzwyczajną "wyrozumiałość".
Kiedyś mi zależało na rodzinie bardziej niż na przyjaciołach.
Kto by pomyślał, że teraz jest odwrotnie?

Ps. Rozumiem, że jest wam ze mną ciężko. Rozumiem, bo muszę znosić tą gówniarę codziennie, a mi się do tego nie uśmiecha. Oddajcie mnie do wariatkowa, to wszyscy będziemy mieć spokój.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz