Chyba wyszłam z tego badziewnego stanu.
W sensie, że już nie płaczę.
A to wszystko dzięki paru osobom, którzy może nie są idealni.. ale są.
Teraz tylko płaczę gdy mi się o kimś przypomina.
Nie mam celu.
Nie wiem jak się za coś zabrać.
Nie mam planów.
Nie mam woli i chęci życia.
Wczoraj za to usłyszałam, że jestem 100 % pesymistką.
Co jest samo w sobie trochę smutne.
Bo "potrafię tylko narzekać".
Nie wiem..
Nie wiem za co się zabrać, ale najważniejsze jest to, że mam tych, dzięki którym czuję się lepiej.
Reszta odpadła w przedbiegach.
Wiem jedno.
Chcę mieć tytuł psychiatry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz