czwartek, 26 kwietnia 2012

" Możesz ujrzeć świat takim, jakim jest, bez żadnych filtrów. "

Niewiarygodne jak mała, głupia, nieukierunkowana w moją stronę literka może zaboleć.
Muszę dać sobie spokój.

Cały rok, aż do stycznia roku 2012, moje życie było jedną wielką bitwą.
Wypierałam wszystkie uczucia, nie przyznawałam się do nich, nie nazywałam ich tak jak powinnam.
I było dobrze.
Czułam tylko poczucie bezsensu, a nie tak jak teraz - wszechogarniającą pustkę.
Eh. Bo wtedy sądziłam, że to w ogóle nie jest mi potrzebne.
I było łatwiej, bo nie wypalałam się na oczach wszystkich.
Czuję się jak zdychające zwierzę na wybiegu w zoo.
Wszyscy się patrzą, ale mało kto pomoże.

Teraz nazwałam te uczucia tak jak powinno się je nazwać.
Nieodwracalnie.
Bo jak już raz to nazwiesz, to nie ma odwrotu.
Oswajasz się z tym uczuciem.
A jak wiadomo, bierzesz odpowiedzialność za coś co oswoiłeś.

Ale wbrew pozorom nie polecam wyparcia wszelkich uczuć.
Stajesz się zimny na świat.
Szczęście cię nie dotyka. Albo dotyka, a ty tego nie czujesz.
Takie stwarzanie wokół siebie jakiejś warstwy ochronnej, przez którą złe uczucia się nie dostaną.
Ale dobre też nie.
I tu jest właśnie ten myk.
Czy chcesz cierpieć, a mieć chwile (może nawet lata) szczęścia?
Czy wolisz nie czuć nic?

Ja wolę to pierwsze.
Wierzę w karmę.
Kiedyś wszystko się odwróci.
Nie po to cierpię teraz żeby później było źle.


Z racji z tego, że piszę te słowa o 02:10, mogę być trochę niepoczytalna i jutro pewnie moje poglądy się zmienią.
Ale przenigdy nie wypierajcie jakiegokolwiek uczucia.
Nie na tak długą metę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz